Tolkien – recenzja

Tolkien biografia, tolkien man behind the myth, tolkien i jego dzieła
Źródło: Youtube - The Untold Story of J.R.R Tolkien

Już od kilku miesięcy nie było tak oczekiwanego filmu biograficznego. Nawet wśród zwykłych zjadaczy chleba jest sporo osób, które czytają jego literaturę i to nie tylko zekranizowanego "Władcę Pierścieni" czy "Hobbita". A co dopiero w fandomie fanów fantastyki. Już od pierwszych zapowiedzi w 2013 zastanawiałem się jak Disney poradzi sobie z opowiedzeniem skomplikowanej, aczkolwiek zakończonej szczęśliwym finałem, historii życia mistrza.

Pisząc recenzję "Miłości i miłosierdzia" wspomniałem o tym, że strasznie ciężko mi oceniać tę produkcję, bo widzę techniczne niedoskonałości, ale doceniam wartość merytoryczną. Niestety, tutaj jest dokładnie na odwrót. Nie ulega wątpliwości, że pod względem sztuki filmowej film błyszczy, ale co z tego, jeśli okropnie sprawdza się jako biografia? Osobiście byłoby mi bardzo przykro tam, w niebie, jeśli zrobiono by taką produkcję o mnie i wykastrowano ją na przykład zupełnie z katolicyzmu, czyli tego co przede wszystkim kierowało tymże pisarzem i go nakręcało (pojawiają się nawet głosy o beatyfikacji). O czym mówią nie tylko jego bliscy, jego biografie, ale przede wszystkim on sam w swoich listach i całym swoim literackim dziedzictwie...Tymczasem tutaj chrześcijaństwo występuje w trzech rolach: jako ograniczenie uniemożliwiające realizację swoich planów, Kościół jako instytucja zapewniająca wsparcie materialne młodzieńcowi i czysto utylitarnej, tzn. jakiś okazjonalnie migający na ekranie Krzyż albo "God bless you" w liście. Ale miejsce na wątek feministyczny to oczywiście się w disneyowskim tytule znalazło. Coś mi się nie zgadza również z samym protagonistą nawet pomijając tę kwestię. W sumie w tej wersji John to taki rozrabiający bawidamek z solidnym umysłem, wrażliwą duszą i potężnym talentem artystycznym. Cóż, taki to już los filmów biograficznych, że historyczne postacie są zdane na twórców produkcji i to od nich zależy jaki obraz się ostanie.


Tolkien z żoną, małżeństwo tolkienów, tolkienowe film, j.r..r i edith tolkien film
Źródło: ScreenRant


Wróćmy jednak do aspektów technicznych. Już dawno nie widziałem tak estetycznego filmu. Dzięki reżyserii i montażowi sceny, kiedy pokazywano jak na podstawie prawdziwych doznań zmysłowych z jego życia tworzyło się Śródziemie, to absolutny majstersztyk. Wszystkie wywoływane emocje podkreślał klimatyczny soundtrack, do którego chętnie wrócę. Ten proces intensywnego przeżywania tej historii ułatwiła również fenomenalna gra aktorska praktycznie całej obsady: od Nicholasa Coulta w tytułowej roli i Lilly Collins w roli jego przyszłej żony Edith, dzięki której uwierzyłem w tę historię miłosną, przez towarzyszy młodości pisarza, jakimi byli członkowie klubu TCBS, aż po postacie zupełnie epizodyczne.

"Tolkien" nie może dostać dobrej oceny. Jego zalety są przykrywane przez absurdalną wizję całości. Gdyby był oderwanym od rzeczywistości dramatem o spełnionym, zakochanym artyście dostałby 8,5/10. Jako film biograficzny, który zupełnie sobie nie poradził z tematem i skalą zagadnienia i zrobił wielkiemu mistrzowi krzywdę, zasługuje na 3/10. Niech więc ostateczna ocena będzie czymś pomiędzy.

5,5/10

Komentarze